English
strona archiwalna

O obrotach ciał [rozmowa z Ginan Seidl]

Natalia Gruenpeter
6/08/17
Ginan Seidl, fot. Anna Jochymek
Noc zarezerwowana jest dla zła [rozmowa z reżyserem "Sexy Durga"] Łatwo uwierzyć w propagandę [rozmowa z Askoldem Kurowem]

Sądzę, że ludzie mają potrzebę i pragnienie innego doświadczania świata. Może w kulturze zachodniej nie mamy do tego zbyt wielu narzędzi – mówi Ginan Seidl, reżyserka "Wiru".

Natalia Gruenpeter: Czy masz spinnera?

Ginan Seidl: Co takiego?

Tę zabawkę, na punkcie której niemal wszyscy w tym roku zwariowali.

Ach, tak. Widziałam, że ludzie się tym bawią, ale nie mam jej.

Musiałam o to zapytać, bo twój film jest właśnie o wirowaniu. Skąd zainteresowanie tym tematem? W jednym z twoich wcześniejszych filmów krótkometrażowych zatytułowanym "Rotation" pojawia się taniec, podobnie jak w "Wirze". Czy już wtedy fascynował cię temat wirowania?

Ta zbieżność jest trochę przypadkowa. Punktem wspólnym jest taniec, ale tytułowa rotacja w moim wcześniejszym filmie odnosi się do zamiany miejsc między dwiema tancerkami – jedna z nich uprawia gimnastykę rytmiczną, druga tańczy na rurze. W filmie zamieniłam miejsca, w których pracują i ćwiczą.

Jak tancerki zareagowały na ten pomysł?

Były bardzo otwarte, ale rezultat tej zamiany miał chyba większe znaczenie dla widza niż dla nich, ponieważ tańczyły bez publiczności. Gdyby ten eksperyment odbywał się przy widowni, na pewno byłoby to dla nich bardziej stresujące.

A co zaintrygowało cię w wirowaniu? Temat wydaje się z jednej strony abstrakcyjny, ale z drugiej – jest przecież silnie związany z ciałem, co pokazujesz w swoim filmie.

Chyba dokładnie to połączenie. Próbujemy zrozumieć świat, który nas otacza, za pomocą rozumu, ujmujemy go w sposób analityczny. Ale wiele też doznajemy i postrzegamy przez zmysły, przez ciało, choć nie mamy świadomości tego, jak to się odbywa. Zwłaszcza w świecie zachodnim. Dlatego chciałam zgłębić temat kręcenia się wokół własnej osi. Z jednej strony to metafora, ale z drugiej – to także narzędzie poznania albo doświadczenia czegoś. W fizyce to również abstrakcyjne pojęcie.

W „Wirze” rozmawiasz o wirowaniu z fizykiem. Jak znajdujesz wspólny język z naukowcami?

Osoba, z którą rozmawiam, jest fizykiem i filozofem, studiowała obydwa kierunki i stara się patrzeć na naukę z filozoficznego punktu widzenia. Pracując z kimś z innej dziedziny – niezależnie od tego, czy jest to nauka, czy religia – staram się dużo rozmawiać. Oczywiście sporo też czytam, jednak zrozumienie na przykład fizyki kwantowej wymaga wielu lat studiów. Przede wszystkim robię bardzo długie wywiady, których zwykle nie używam, czasami moi rozmówcy nie zgadzają się na wykorzystanie ich w filmie. Bardzo interesujące wydaje mi się natomiast to, w jaki sposób ludzie opowiadają o tym, czym się zajmują – jakich używają słów, jak je łączą, jaki jest ton ich głosu, rytm mówienia. Równocześnie staram się rozwijać stronę wizualną i myśleć o obrazach.

To wymaga wyjścia z własnego podwórka, podobnie jak próba poznania innej kultury. W filmie pokazujesz taniec derwiszów z Turcji. Jak zaczęła się ta współpraca?

Mam znajomych w Turcji, którzy mi trochę pomogli. Ale poznałam też sufich z Niemiec. Sufizm jest zresztą bardzo zróżnicowany – jest wiele różnych bractw i szkół, nie wszystkie wykonują taniec, nie wszystkie rozumieją go w podobny sposób. Jedno z bractw ma ośrodki w Niemczech, więc przez nich mogłam nawiązać kontakt z osobami Turcji.

Czy chcieli współpracować?

Tak, wielu było naprawdę zadowolonych z tego, że mogą opowiedzieć o tym, co robią. Spędziłam z nimi trochę czasu, oglądając ich taniec. Nie mogłam jedynie nakręcić prawdziwego rytuału. To, co oglądamy w filmie, było czymś w rodzaju otwartego pokazu tańca, ale modlitwa jest bardziej intymna, dlatego nie można jej filmować, co zresztą całkowicie rozumiem. Ale pozwolili mi w tym uczestniczyć i się przyglądać.

Czy sądzisz, że w zachodniej kulturze ciało jest bardziej odcięte od duchowości?

Nie chciałabym uogólniać i mówić, że nikt na Zachodzie nie ma łączności z własnym ciałem. Wiele osób uprawia na przykład jogę, która stała się częścią stylu życia. Sądzę, że ludzie mają potrzebę i pragnienie innego doświadczania świata. Może w kulturze zachodniej nie mamy do tego zbyt wielu narzędzi.

Albo podchodzimy do nich jak do zabawy dziecka.

Tak, mamy karuzele albo bączki, które są połączone z zabawą. Ale też z utratą kontroli nad ciałem. To ciekawe, bo w wirowaniu derwiszów, w szczególności w tej społeczności, która ujmowała to jako rytuał, obroty i ruchy są kontrolowane, poddawane pewnym regułom. Wcześniej sądziłam, że chodzi przede wszystkim o doświadczenie ekstatyczne, ale to nie wszystko. Celem jest oczyszczenie siebie i stanie się punktem przepływu dla boskiej energii.

Doświadczyłaś podobnego stanu? Próbowałaś zgłębiać temat wirowania za pomocą własnego ciała?

Tak, choć oczywiście nie w ramach rytuału, bo nie mogłam wziąć w nim czynnego udziału. Ale nie mogę powiedzieć, że doznałam takiej pustki ani że stałam się czymś w rodzaju tunelu dla energii od Boga. Myślę, że to nie mieści się w moim systemie wierzeń, ponieważ nie wierzę w jednego Boga. Więc niemożliwe byłoby doświadczenie tego samego.

Rozmawiała Natalia Gruenpeter

"Wir"


Natalia Gruenpeter

Nauczyciel akademicki, filmoznawczyni, edukatorka i animatorka kultury, redaktorka działu filmowego dwutygodnika "artPAPIER”, interesuje się kulturą amerykańską i fotografią, uwielbia kino Gregga Arakiego, z gazetą festiwalową "Na horyzoncie” związana od 2009 roku.


czytaj także
Relacja KRONIKA 02 T-Mobile Nowe Horyzonty - sceny wybrane 6/08/17
Wywiad Daje się gotowe odpowiedzi, zamiast uczyć myślenia[rozmowa z Anną Jadowską] 6/08/17
Wywiad Gęsia skórka w sensualnej "Nieśmiałości koron drzew" 6/08/17
Relacja Co robimy w ukryciu... na Nowych Horyzontach 6/08/17