English
strona archiwalna

Obywatel Vincent [rozmowa z reżyserami “Twojego Vincenta”]

Natalia Gruenpeter
6/08/17
Dorota Kobiela i Hugh Welchman, fot. Anna Jochymek
Hitchcock w pigułce [rozmowa z Alexandrem O. Philippem] Będziemy tańczyć! [rozmowa z Piotrem Bolanowskim]

65 000 ręcznie malowanych obrazów, 125 malarzy, 2 reżyserów. Pełnometrażową animację o życiu, twórczości i zagadkowej śmierci Vincenta van Gogha trzeba zobaczyć na wielkim ekranie. O "Twoim Vincencie" opowiadają Dorota Kobiela i Hugh Welchman, twórcy filmu.

Natalia Gruenpeter: Pomysł na film "Twój Vincent" zaczerpnięty jest z korespondencji Vincenta van Gogha i jego brata Theo. Czy już tam kryła się zagadka, która napędza opowieść? "Twój Vincent" jest w pewnym sensie kryminałem...

Hugh Welchman: Pierwszym pomysłem Doroty było nakręcenie filmu krótkometrażowego, który rozgrywałby się w dniu śmierci Vincenta van Gogha, dlatego próba uchwycenia uczuć malarza w ostatnich chwilach życia od początku była wpisana w nasz projekt. Później rozważaliśmy różne pomysły, ale zgłębiając temat, ciągle zadawaliśmy sobie pytanie, dlaczego Vincent popełnił samobójstwo właśnie w tym momencie. Kiedy czyta się jego listy, widać, że wcześniej bywał w o wiele większej depresji i desperacji. Przez osiem lat starał się zdobyć uznanie, a w ostatnich miesiącach życia w końcu doczekał się pozytywnych recenzji swojej pracy. Monet, który już wtedy osiągał duże sukcesy, nazwał Vincenta wschodzącą gwiazdą nowej sceny artystycznej. W końcu Vincent sprzedał też jeden ze swoich obrazów za 400 franków, co odpowiadało dwumiesięcznej wypłacie, jaką dostawał od brata. Więc zadawaliśmy sobie pytanie – dlaczego wtedy? Co działo się w jego głowie w tych ostatnich tygodniach? Kiedy pracowaliśmy nad scenariuszem, ukazała się nowa biografia Vincenta van Gogha. Pojawiła się tam teza, że Vincent został postrzelony. To zadziałało na naszą wyobraźnię i uznaliśmy, że to świetny chwyt narracyjny. Naprawdę chcieliśmy wiedzieć, co się wydarzyło.

Dorota Kobiela: Listy Vincenta były dla mnie ważne z różnych powodów i w różnych momentach życia, także przed realizacją filmu. Chętnie do nich wracam i zaznaczam fragmenty, które są dla mnie inspirujące. Te listy są bardzo osobiste, dają nam intymny portret artysty. Ale oczywiście czytaliśmy także inne relacje, artykuły, prace naukowe na temat Vincenta, co również pomogło podczas pracy nad filmem.

Co w historii Vincenta przemówi do współczesnych młodych artystów?

D.K.: Trudno porównywać czasy Vincenta z naszymi. Żyjemy w innym świecie, młodzi ludzie mają teraz o wiele więcej możliwości. Wczoraj znajomy artysta powiedział mi, że zaczął sprzedawać swoje prace dzięki temu, że założył konto na Instagramie. Ale dla mnie najbardziej aktualna pozostaje kwestia wyboru ścieżki, którą chce się podążać. To chyba uniwersalny motyw.

H.W.: W ostatnich dwóch latach swojego życia Vincent był prawdopodobnie bardziej sławny niż większość współczesnych mu malarzy. Znajdował się w centrum artystycznego świata. Cenili go Paul Gauguin, Henri de Toulouse-Lautrec, Claude Monet, jego płótna były prezentowane na niezależnych wystawach, jego brat był znanym marszandem. Więc Vincent nie był kimś odciętym od świata sztuki. Jego prace się nie sprzedawały, ale wiedział, że zaczyna być coraz bardziej ceniony, choć późno zaczynał karierę. Niezwykła była jego walka w pierwszym okresie, kiedy krytykowali go przyjaciele i znajomi, a to bywa bolesne. Dla mnie wyjątkowe w historii Vincenta jest to, jak ciężko pracował, jak wiele myślał o swojej sztuce i jak bardzo był na niej skupiony. To wiele go kosztowało, może nawet utratę zdrowia i depresję. Vincent zmienił mój sposób postrzegania pracy. Kiedy zaczynaliśmy pracować nad tym filmem, myślałem, że bankierzy i prawnicy wykonują prawdziwą pracę, a artyści są niebieskimi ptakami. To był błąd – sztuka jest o wiele bardziej fundamentalna dla wielu ludzi.

Historia Vincenta opowiedziana jest przez pryzmat młodego Armanda Roulina, syna listonosza, który przyjaźnił się z malarzem. Dlaczego spośród tylu osób z otoczenia Vincenta van Gogha wybraliście właśnie jego?

D.K.: Scenariusz miał wiele wersji, w pierwszych szkicach ta postać nie odgrywała tak istotnej roli.

H.W.: Najpierw głównym bohaterem miał być dokumentalista...

D.K.: Później była wdowa po Theo... i wiele, wiele innych postaci. Ale wiedzieliśmy, że potrzebujemy bohatera, który poprowadzi nas przez tę historię. O pozostałych osobach, które były obecne w życiu Vincenta, wiemy całkiem sporo. Armand Roulin był inny, bardziej zagadkowy. Wiemy tylko, że później został policjantem. Bardzo nas to zaintrygowało.

HW: Poza tym potrzebowaliśmy kogoś, kto przejdzie przemianę. Pozostałe osoby były zbyt blisko związane z malarzem, od początku mu sprzyjały. Natomiast Armand Roulin na obrazie namalowanym przez Vincenta wygląda na przenikliwego młodzieńca, który niezbyt chętnie pozuje dla dziwnego, pijanego malarza i robi to tylko ze względu na ojca. Jest w nim taki chłodny sceptycyzm. Początkowo miał występować tylko w epizodycznej scenie, ale z czasem coraz bardziej nam się podobał.

Sposób, w jaki poznajemy kolejne fakty dotyczące ostatnich chwil Vincenta, przywodzi na myśl "Obywatela Kane’a" Orsona Wellesa. Wracaliście do tego filmu podczas pracy?

H.W.: Tak, choć na początku nie zakładaliśmy, że zrobimy film inspirowany "Obywatelem Kane’em". W czasie pracy nagle zauważyliśmy to podobieństwo.

D.K.: Do powrotu do tego filmu zachęcił mnie Łukasz Żal, nasz operator. W pewnym momencie to było bardzo pomocne w wypracowaniu ostatecznej formuły filmu.

H.W.: Były też inne filmy, które w czasie pracy nad "Twoim Vincentem" oglądaliśmy kilka razy. Na przykład "Dreams of a Life" Carol Morley, dokument o zmarłej kobiecie, w którym istotną rolę odgrywa fikcjonalna rekonstrukcja wydarzeń. Dorota oglądała też "Godziny", ja z kolei "Wielki sen", chyba dziesięć razy. Więc pojawia się tu inspiracja filmem noir.

W "Twoim Vincencie" rzeczywiście wyczuwalna jest noirowa atmosfera.

H.W.: Inna ważna rzecz, która wynikła z dyskusji z Łukaszem, dotyczyła formatu filmu. Zdecydowaliśmy się na format akademii [1.37:1 – przyp. red.], ponieważ jest zbliżony do sporej części płócien Vincenta van Gogha. Najpierw rozważaliśmy format 16:9, ale wówczas kadry inspirowane malarstwem Vincenta wymagałyby uzupełnienia po bokach. Format akademii rozwiązywał ten problem, a w dodatku jest typowy dla kina noir. Dlatego też oglądaliśmy wiele takich filmów.

W rozmowie o "Twoim Vincencie" nie sposób pominąć tematu techniki. Pełnometrażowa animacja złożona jest z 65 000 ręcznie malowanych obrazów. Jak tego dokonaliście?

D.K.: Kiedy wpadłam na ten pomysł, chciałam nakręcić siedmiominutowy film. Obrazy zamierzałam namalować sama, ponieważ był to dla mnie ważny i osobisty projekt. Ścisłe połączenie historii życia Vincenta z jego malarstwem wydawało mi się oczywiste, dlatego myślałam o takiej technice animacji, która wprawi obrazy van Gogha w ruch. Kiedy projekt rozrósł się do rozmiarów filmu pełnometrażowego, zaczęłam się zastanawiać, czy wciąż można to w ten sposób zrobić, ale nie widziałam innej drogi. Chcieliśmy być jak najbliżej sztuki Vincenta i opowiedzieć historię przez pryzmat malarstwa.

H.W.: Eksperymentowaliśmy z różnymi technikami. 

D.K.: Ale nigdy poważnie nie myśleliśmy o tym, żeby zrobić to w inny sposób. Projekt się rozrastał i w związku z tym pojawiły się trudności.

Po pokazie w Kinie Nowe Horyzonty mówiliście, że początkowo nad obrazami pracować miało 30 malarzy, ostatecznie było ich 125.

H.W.: Kluczowe dla filmu są malarstwo i animacja, dlatego dużym wyzwaniem było szybkie przeszkolenie malarzy w animacji. Jest też istotna różnica między segmentami czarno-białymi i kolorowymi, które inspirowane są malarstwem Vincenta i w których widać silne, zdecydowane pociągnięcia pędzlem. 

"Twój Vincent" jest filmem o malarstwie, ale żeby w pełni go docenić, trzeba zobaczyć go w kinie, na dużym ekranie. 

D.K.: Obejrzenie całego filmu w kinie było dla mnie ogromnym przeżyciem. Pracowałam nad tym kilka lat, produkcja była bardzo angażująca. Codziennie przeglądałam wszystkie namalowane obrazy, ale na ekranie mojego komputera, który wprawdzie jest duży, ale oczywiście nieporównywalny z ekranem kinowym. Dlatego kiedy w końcu zobaczyłam film w sali kinowej, jakość i skala zrobiły na mnie wrażenie. Ten film należy oglądać na kinowym ekranie. 

Rozmawiała Natalia Gruenpeter

"Twój Vincent"

 


Natalia Gruenpeter

Nauczyciel akademicki, filmoznawczyni, edukatorka i animatorka kultury, redaktorka działu filmowego dwutygodnika "artPAPIER”, interesuje się kulturą amerykańską i fotografią, uwielbia kino Gregga Arakiego, z gazetą festiwalową "Na horyzoncie” związana od 2009 roku.


czytaj także
Relacja Co robimy w ukryciu... na Nowych Horyzontach 6/08/17
Wywiad Gęsia skórka w sensualnej "Nieśmiałości koron drzew" 6/08/17
Wywiad Łatwo uwierzyć w propagandę [rozmowa z Askoldem Kurowem] 6/08/17
Wywiad O obrotach ciał [rozmowa z Ginan Seidl] 6/08/17