English
strona archiwalna

Przeszłość kluczem do teraźniejszości [rozmowa z Mary Jirmanus Sabą]

Kuba Armata
7/08/17
Mary Jirmanus Saba, fot. Anna Jochymek
Będziemy tańczyć! [rozmowa z Piotrem Bolanowskim] Więcej znaczy więcej [rozmowa z Julianem Radlmaierem]

Wiele kobiet, wcześniej mocno zaangażowanych w strajki, obecnie chce wymazać te wspomnienia z pamięci. Sporo z nich mówiło mi, że co prawda pracowały wtedy w fabrykach, ale nic ciekawego nie mogą mi powiedzieć. Inne wspominały, że na czas strajku rodzina kazała im siedzieć w domu i się nie wychylać. Wiem jednak, że wcale tak nie było – mówi Mary Jirmanus Saba, reżyserka filmu "Uczucie silniejsze niż miłość", pokazywanego w sekcji Kino Protestu.

Kuba Armata: W swoim dokumencie "Uczucie silniejsze niż miłość" opowiadasz o krwawo tłumionych libańskich strajkach z lat 70., do jakich doszło w fabryce tytoniu i czekolady. Co skłoniło cię do sięgnięcia w przeszłość?

Mary Jirmanus Saba: Chyba nie ma jednej, prostej odpowiedzi na to pytanie. Przez dłuższy czas współpracowałam z pewną organizacją społeczną. Kiedy byłam w Ekwadorze i miałam do czynienia ze związkami rolników, zaczęłam realizować program telewizyjny, który miał na celu zaktywizować ludzi z tych terenów. A jednocześnie przełamać stereotyp, że kultura wiąże się jedynie z miastem. Pokazywaliśmy krótkie filmy obrazujące działalność takich ruchów w różnych krajach. Wtedy współpracownicy z tej organizacji zapytali mnie o Liban oraz Palestynę właśnie w tym kontekście. Trochę mnie tym zaskoczyli, bo przyznam szczerze, nie miałam zbyt dużej wiedzy na ten temat. Zaczęłam research, starając się zrozumieć historię. Problem polegał na tym, że o strajkach, o których finalnie postanowiłam opowiedzieć, znalazłam tylko krótkie, wyrywkowe wzmianki, i to raptem w jednej książce. Zaczęłam spotykać się z ludźmi i rozmawiać z nimi na ten temat. Młodzi odnosili się do tego z pewną nostalgią, mając na uwadze obecną sytuację w kraju. Jestem z natury dość ostrożna, więc zadałam sobie pytanie, dlaczego – skoro te strajki były tak potężne i omal nie doprowadziły do rewolucji – niedługo później wybuchła wojna domowa. 

Przyświecała ci jeszcze jakaś inna motywacja?

Chciałam opowiedzieć historię, która nie została nigdzie opisana, bo trudno tak traktować te pojedyncze wzmianki. Interesowało mnie to, co jeszcze nieodkryte. Zależało mi, żeby zrobić to w taki sposób, który odniósłby tę problematykę do teraźniejszości. "Uczucie silniejsze niż miłość" to co prawda film o przeszłości, ale myślę, że jednak nawiązuje do teraźniejszości. Być może dlatego realizacja zajęła mi ponad siedem lat. Niełatwo było wymyślić, jak to wszystko odpowiednio ze sobą połączyć.

Postrzegasz te strajki jako rodzaj straconej szansy?

W jakimś sensie tak. Choć trudno ocenić to z naszej perspektywy, a zatem pokolenia, które nie mierzyło się z tymi problemami. Wydaje mi się, że nie doceniono w tym wszystkim kobiet i roli, jaką mogły odegrać. Były one naprawdę bojowo i konfrontacyjnie nastawione. Gdyby miały lepszą pozycję i mogły podejmować decyzje, być może coś by to zmieniło. W ogóle mam wrażenie, że ci prości ludzie, robotnicy czy farmerzy, to były osoby pełne kreatywności i inicjatywy. Niestety, specjalnie z tego nie skorzystano. Nie dano im stworzyć czegoś, co byłoby dużo bardziej eksplozywne. Kto wie, dokąd te strajki mogły doprowadzić. Potencjał nie został w pełni wykorzystany.

Czy pamięć o tych wydarzeniach jest wciąż żywa, czy też raczej odeszły one w zapomnienie?

Różnie z tym bywa. Ludzie o poglądach lewicowych bądź ci, którzy mieli rodziców w partii komunistycznej, mają świadomość tych zdarzeń, choć często mocno zamglone. Jest też dość spora grupa niemająca w ogóle pojęcia o wydarzeniach z lat 70. Wiele kobiet, wcześniej mocno zaangażowanych w strajki, obecnie chce wymazać te wspomnienia z pamięci. Sporo z nich mówiło mi, że co prawda pracowały wtedy w fabrykach, ale nic ciekawego nie mogą mi powiedzieć. Inne wspominały, że na czas strajku rodzina kazała im siedzieć w domu i się nie wychylać. Wiem jednak, że wcale tak nie było.

Domyślam się, że trafiałaś też na ludzi, którzy chętniej mówili o tych wydarzeniach.

Owszem, główni bohaterowie dokumentu byli podekscytowani, że taki film w ogóle będzie powstawał. Byli nawet nieco zszokowani, że stosunkowo młoda osoba, która sporą część swojego życia spędziła poza Libanem, chce się czegoś więcej o tym dowiedzieć. Podejście było jednak różne. Pamiętam, że kiedy zagadnęłam jedną z kobiet, która była w strajki mocno zaangażowana, skierowała mnie do swojego męża. Stwierdziła, że obecnie jest już zbyt daleko od tych wydarzeń. Kiedyś była charyzmatyczną liderką, a ja zobaczyłem ją w wydaniu gospodyni domowej. Wiele kobiet musiałam długo namawiać i przekonywać. Niektóre zgadzały się na nagranie dźwięku, ale nie chciały być filmowane. Musiałam to uszanować. Myślę, że ci ludzie wciąż postrzegają te wydarzenia jako ważny moment swojego życia. 

Twój dokument to połączenie wywiadów, archiwalnych kronik i fragmentów starych libańskich filmów. Wiele zaskoczyło cię w trakcie procesu dokumentacji? 

W jakimś sensie wszystko mnie zaskoczyło [śmiech]. Dużo mitów, z którymi się spotkałam, podczas gdy rzeczywistość okazywała się bardziej skomplikowana. Poza tym samokrytyka płynąca z ust niektórych ludzi. Robotnicy, którzy brali udział w strajku, traktowani byli jako szara, bezkształtna masa. A okazywali się ciekawymi i zróżnicowanymi osobami. Może nie tyle była to niespodzianka, ile nadzieja, że właśnie to w tym wszystkim odnajdę. Bardziej złożoną i niejednoznaczną rzeczywistość, niż wiele mogłoby na to wskazywać.

Czy twoim zdaniem pogodzenie się z przeszłością i zrozumienie jej to konieczny warunek tego, by żyło nam się lepiej?

Oczywiście. Wydaje mi się, że takie wydarzenia zasadniczo generują dwa typy reakcji. Nostalgię albo próbę całkowitego zaprzeczenia, wyparcia. Moim zdaniem powinniśmy mówić głośno i wyraźnie, co się wydarzyło, i próbować zrozumieć to z różnych perspektyw, punktów widzenia. Tylko w ten sposób możemy wyciągnąć z tego jakąś lekcję i czegoś się nauczyć. Dla mnie ważne są detale, być może ma to związek z moim zapleczem, kiedy studiowałam nauki społeczne. Realizacja filmu przebiegała równolegle z innymi rzeczami. Pewnie też dlatego trwało to tak długo. Choć ważne w tej kwestii były również finanse. Niełatwo było zgromadzić pieniądze na ten film. 

Myślisz, że z uwagi na podjęty przez ciebie temat?

Powodów pewnie było kilka, ale z pewnością kwestia tematu odegrała ważną rolę. Dla niektórych ludzi było to zbyt komunistyczne [śmiech]. Moim problemem był też fakt, że nie miałam wcześniej żadnego filmowego doświadczenia. Na szczęście na swojej drodze trafiłam na francuskiego reżysera Philippe’a Grandrieux. To najwspanialszy nauczyciel, jakiego kiedykolwiek miałam. Bardzo dopinguje cię w tym, co robisz, i skłania do tego, żebyś podążał za swoim rytmem. A w ogóle część filmu sfinansowałam ze swojego stypendium. 

Czy sądzisz, że ten film wywoła jakąś dyskusję w Libanie?

Nie miał jeszcze publicznych pokazów w Libanie z uwagi na udział w festiwalach. Pokazywałam go jedynie swoim bohaterom i grupie znajomych. Debaty były chyba większe, niż się tego spodziewałam. Byłam pewna, że niektórym z tych ludzi film się nie spodoba, a było dokładnie odwrotnie. To jednak działało w dwie strony. Być może ten film otwiera dyskusje, których część ludzi nie chciałaby już podejmować. Może liczyli na to, że będzie to czołobitny, pochwalny dokument. A taki nie jest. 

Wspomniałaś o tym na początku, ale czy widzisz pewną paralelę między tamtymi wydarzeniami a tym, co dzieje się co chwila w różnych częściach świata? Takie było moje pierwsze skojarzenie, kiedy oglądałem "Uczucie silniejsze niż miłość".

Bardzo się cieszę, że zwróciłeś na to uwagę, bo dokładnie o to mi chodziło. Wiele o tym myślałam i było to jedno z pytań, które sobie zadałam. Dlaczego powtarzamy te same schematy, wzory? Ostatnie duże protesty w Libanie były w 2015 roku. Początkowo, jako idealistka, byłam w nie bardzo mocno zaangażowana. Pamiętam, że po jednej z demonstracji poszliśmy z grupą przyjaciół na plażę. Pewna dziewczyna opowiadała o starciu z policjantem, w wyniku którego została poturbowana. Przypomniałam sobie wtedy o strajkach z lat 70. i pomyślałam, że może to nie jest ten właściwy punkt interakcji. Idee były wtedy bardziej skonkretyzowane. Te procesy przebiegają podobnie, ale zmienił się horyzont. Może to i dobrze. 

Rozmawiał Kuba Armata

 

"Uczucie silniejsze niż miłość"


Kuba Armata

Dziennikarz filmowy. Pisze m.in. dla "Kina”, "Magazynu Filmowego” i Wirtualnej Polski. Autor ponad dwustu rozmów z ludźmi kina m.in. z Davidem Lynchem, Darrenem Aronofskym czy Xavierem Dolanem. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych Fipresci.


czytaj także
Recenzja Szkoła uwodzenia ["Na pokuszenie"] 7/08/17
Relacja Spotkania literackie Michała Nogasia 7/08/17
Relacja KRONIKA 03 T-Mobile Nowe Horyzonty - sceny wybrane 7/08/17
Wywiad Dehumanizacja jest formą przemocy [rozmowa z Natalią Almadą] 7/08/17